poniedziałek, 16 listopada 2009

Tort urodzinowy dla Z.

Urodziny Z. Mojego najlepszego przyjaciela, który w dzień urodzin zyskał nową ksywę - "Fyszbyn". Baardzo się chwalił, że z kobiecej garderoby wie już co to są fiszbiny, ale za cholerę nie umie tego wypowiedzieć. Fyszbyn jak dla mnie brzmi komicznie, niby to z angielska niby z niemiecka. W każdym bądź razie śmiesznie :) Jako, że w kiesy ni hu hu a prezent by się sprzydał postanowiłam zrobić tort. Takie postanowienia są szybkie, aczkolwiek nie przemyślane. Zresztą "postanowienie" to najmniejszy pikuś. Wykonanie za to zabiera mnóstwo czasu, nerwów i energii na sprzątanie składników z ziemi. Z. vel. Fyszbyn, jak na lubinianina przystało jest wielkim fanem Zagłębia, więc i pomysł tortu "zagłębiowy". Fajnie wymyśleć ciekawy tort, wyobrazić sobie jak ktoś będzie się cieszył i w ogóle zbierać komplementy przy okazji cudzego święta ;) Matko jak jak się namęczyłam. Zaczęłam o 22, gdy dziecko poszło spać... koniec nastał koło godz. 3 w nocy. Warto było :) Podoba się? ...


Biszkopt był kupiony niestety. Na domowy wypiek nie było czasu ani pewności, że wyjdzie :) Natomiast masa ... Masa z głowy i powiem, że wyszła pysznie. Przynajmniej tak mi mówiono. Tzn. mówił tak Fyszbyn, ale on nie jest wiarygodnym źródłem bo co miał innego powiedzieć? :) Aha... ta pomarańczowa masa cukrowo-plastyczna to też jadalne... jeeli ktoś lubi 200%-owe stężenie cukru w cukrze.

Masa:
- śmiatana 30 % (mocno schłodzona)
- cukier puder
- wanilia (ja nie miałam więc dodałam cynamon)
- banany

Na którymś z forum... forów? ... znalazłam taki przepis. Takie lubię najbardziej. Przy każdym ze składników napisane "na oko", "odrobinę" lub "nie za dużo". Więc moja masa do torta też była "na oko". Ja wziełam duże opakowanie śmietany. AHA! Ma być mocno schłodzona, ael jeżeli ktoś ma problemu z pamięcią (patrz mła) to lepiej nie wkładajcie do zamrażarki. Więc... wzięłam kostkę śmietany, rozdrobniłam na mniejsze kawałki i dodałam małe opakowanie śmietany 36% (bo tylko taką miałam w prawidłowym stanie skupienia) i ubiłam mikserem. Dodałam dwie łyżki cukru pudru, ale i tak było za słodkie więc trzeba dodawać według własnego uznania. Dodam, że nie lubię słodkich rzeczy i dla mnie te dwie lyżki to za dużo. Wymieszałam to wszystko i dodałam 3 łyżeczki cynamonu. Masa wyszła idealna :) Do namoczenia biszkopta (bo przeczytałam, że tak się robi) zmieszałam wodę, cukier i sok z cytryny. Pokroiłam banany w plasterki i zaczęłam nakładanie: biszkopt, śmiatana, banany, biszkopt śmietana, banany, biszkopt. Miałam trzy biszkopty ale jak ktoś ma więcej to prośzę sobie dodać jeszcze "śmietana,banany" ;) Teraz przechodzimy do masy cukrowej. To dopiero jest cholerstwo. Celowo piszę tą masę na końcu... Ja zaczęłam na samym początku bo nie mogłam się doczekać tego czy mi wyjdzie. Póżniej miałam kamyki a nie masę. Zanim to rozgniotłam i zmiękczyłam ... dlatego też skończyłam o 3 rano :)

Biała masa cukrowa:
- 80 dkg cukru pudru
- 10 dkg glukozy
- 4 łyżeczki żelatyny
- 70 ml wody

Żelatynę rozpuszczamy w ciepłej wodzie i po rozpuszczeniu dodajemy glukozę. Uważamy żeby się nie zagotowała. Mieszamy i dodajemy po trosze cukru pudru. Gdy masa w garnku zrobi się już bardziej "skupiona" przenosimy ja na blat. Dosypujemy stopniowo resztę cukru pudru i wyrabiamy rękami. Dodajemy barwniki żeby uzyskać wybrane przez siebie kolory :) Tak wyrobioną masę rozwałkowyjemy i formujemy jak chcemy :)
Ja zrobiłam koszulkę z niby szalikiem. Nieudolną koszulkę z bardziej nieudolnym szalikiem. Martwiłam się czy zostanie w ogóle zidentyfikowana jako koszulka. Ale nie było źle. Faceci w takich cudach mają akurat małe wymagania :D





Jutrzejszy (czyt. miesięczny ;P) czosnek :)

Ehh… Przedłużyło mi się to czosnkowe „jutro” ;) To nic. Teraz chociaż wiem jak smakuje już zrobiony a wszystko zmieści się w jednym poście. Jedyny mankament tego to to, że … nie pamiętam zbyt dobrze przepisu. Zapisane mam. Oczywiście! Ale nigdy jakoś nie mogę dotrzymać się tych przepisów. Napiszę co pamiętam. Każdy sobie weźmie co będzie chciał, pozmienia, pokombinuje … Jak zwykle to bywa w moim przypadku „przekombinuje” ;) Ale do rzeczy... tzn. do czosnku ...

Składniki:
- 12 główek czosnku (ja wysiadłam przy 8 i podziękowałam za więcej)
- 1/2 szklanki octu
- 2 szklanki wody
- 1 łyzka soli
- przyprawy (ja poszłam na łatwiznę i użyłam ziół prowansalskich ... w przesadnej ilości zresztą)


Czosnek obieramy. Ziarnkoo po ziarnkuuu... Żmudna robota, Dodawałam sobie otuchy późniejszym jego smakiem. Przynajmniej szczerze liczyłam na ten wyśmienity jego marynowany smak. Gdy już wszystko obierzemy ( ja obrałam 8 główek i mimo, że uwielbiam czosnek mój żołądek i moje nozdrza nie trawiły już tego zapachu) możemy wrzucić czosnek na 2 minuty do wrzącej wody. Ja oczywiście tego nie zrobiłam ... Nie szkodzi nie szkodzi. Nic się nie stało ;) teraz robimy zalewę. Zagotowujemy wodę, ocet i sól. Chwilkę gotujemy i odstawiamy do ostygnięcia. W tym czasie dajemy czosnek do słoiczków (myślę, że jeden duży słój na cały ten czosnek byłby lepszym rozwiązaniem) i dodajemy zioła. Ja na każdy słoiczek (jak po koncentracie pomidorowym ;P) dałam łyżeczkę i pół tych prowansalskich ziół, że tak sobie pozwolę zarymować. Niestety. To jest błąd. Trzeba dać mniej więc kombinujcie. Po "doprawieniu" słoiczków zalewamy je chłodną zalewą. Zakręcamy słoiczki i pasteryzujemy (tak to się chyba nazywa) 20 minut. Inaczej mówiąc wkładamy do gara z wodą i gotujemy 20 minut. Odstawiamy i kosztujemy :) Ja swoje otworzyłam po 2 dniach bo nie mogłam się doczekać. Muszą jednak stać dłużej bo taki jakiś smak nie ten. No i za dużo paprochów miałam w postaci ziół. To nic. Następnym razem czochu się uda :D

Smacznego !!