sobota, 8 stycznia 2011

Śniadaniowa pito-pizza

Tak mnie dzisiaj naszło, żeby zjeść na śniadanie coś innego niż ciągle te same kanapki z wędliną czy płatki na mleku. Naszła mnie ochota na ... pizzę. Pora śniadaniowa, więc pizzę trzeba by było jakoś lekko zmodyfikować na poranny rozruch. Ciasta też mi się nie widziało, żeby gnieść od rana jak przecież ledwo na oczy widzę. Szybki przegląd lodówki, szafek i piwnicy. I mam!. Pito-pizza! Chlebek pita się znalazł więc chyba może robić jako spód pizzy? Hmmm... Pizza na śniadanie to i pita jako spód może zadziałać ;)


Składniki (na 4 porcje):
  • 4 placki pita
  • 4 jajka
  • parmezan
  • mozzarella
  • 12 pomidorków koktajlowych
  • pęczek cebulki ze szczypiorkiem
  • oliwa z oliwek
  • sól morska
  • świeżo zmielony pieprz

Moje placki pita były malutkie, tak na jedną osobę. Jeżeli ktoś znajdzie większe można jednego placka użyć na dwie porcje ... lub na jedną dla większego łasucha :) 


Rozgrzewamy piekarnik do temperatury 230°C. W tym czasie smarujemy placki oliwą z oliwek i nakładamy startego parmezanu i mozzareli tak, aby przykryło nam placki. Wkładamy do piekarnika na ok. 3 minuty, żeby serki ładnie nam się roztopiły. Wyciągamy placuszki i nakładamy resztę składników. Pomidorki przekrajamy na połówki, szczypiorek siekamy i wrzucamy wszystko na nasze "pizze".Wbijamy na każdy placek jedno jajko. Jajko. Niestety ja i jajka mieliśmy zupełnie inna koncepcję. Miały się ładnie trzymać środka, a one chyba chciały poszaleć bo się porozlewały. Musiałam więc je jakoś ujarzmić więc powkładałam placki do żaroodpornych naczyń. I mogłam bez obaw o ucieczki składników dokończyć przyrządzanie swojego śniadania. Pozostało nam jedynie posolić i po... posypać pieprzem :) Wkładamy do piekarnika na kolejne 5-6 minut. Gdy jajko ładnie nam się zetnie (żółtko powinno się lekko rozlewać) wyciągamy z piekarnika, posypujemy sobie jeszcze szczypiorkiem i od razu wcinamy cieplutkie. Naprawdę pychotka!


SMACZNEGO!

wtorek, 4 stycznia 2011

Gofry miastowe, nie-domowe

Witam wszystkich w Nowym Roku i oczywiście szczęścia, miłości i fantastycznych przygód w kuchni jak i w codziennym życiu życzę :)
  Z okazji "nowego" przyszły mi na myśl wspomnienia z przeszłości, a mianowicie o ... GOFRACH! Nie takich zwykłych, ulicznych, ale o takich domowych, maminych. Pamiętam jak za dzieciaka nie mogliśmy się ich w domu doczekać. Pamiętam jak kuzyn przylatując z Kanady na wakacje myślał tylko o gofrach. Pamiętam jak bawiąc się na dworze nic nie było w stanie przekonać nas do powrotu do domu... Nic poza hasłem "GOFRY JUŻ SĄ!!". Się pędziło z końca wioski żeby się tylko na ten smakołyk załapać od razu, a nie czekać całe 4 minuty na wypieczenie następnego. Ehhh ... i właśnie przez te wspomnienia zachciało mi się gofrów. Przeszukałam stare zeszyty mamy w poszukiwaniu tego jedynego przepisu. Natrafiłam na trzy! Tu pojawił się problem... Który to był??!!?? I nie wiem dlaczego, ale moja uwagę przykuł jeden z przepisów, taki ze strzałką i dopiskiem "podobno takie jak robią na mieście" a na dodatek z mąką ziemniaczaną. Nie wiem dlaczego zaczęłam robić właśnie te. Przecież chciałam swojskie, mamine ?? Czasami ciężko mi zrozumieć samą siebie. Chyba znowu wygrała ciekawość. Przepis prosty, przejrzyście napisany a jednak. Pierdoła kuchniowa zrobiła po swojemu i nie wyszło ... Tzn. wyszło tyle, że źle :)



Składniki:
  • 20 dkg mąki ziemniaczanej
  • 20 dkg mąki pszennej
  • 25 dkg cukru
  • cukier waniliowy
  • 200 g stopionej margaryny
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 5 jajek
  • olej sojowy
  "Jajka ubić z cukrem i dodać resztę składników. Zostawić na 10-15 minut." No właśnie, jajka ubić z cukrem. Tego nie doczytałam. Stwierdziłam, że trzeba zrobić tak jak robiła to mama. Wszystko do jednej michy i wymieszać. Dlatego też moje gofry były jakieś takie bez polotu. Nie były hmmm... "puszyste"? Jakoś tak. Ale w smaku były całkiem smaczne. Z lodami rewelacyjne. Z tym, że jeden gofr zatyka już porządnie, a te "domowe" to można wciągać jeden za drugim ... No chyba, że już stara jestem i pamięć mnie myli ;) bądź apetyt nie ten. 


Nasze gofry zjedliśmy z kulką lodów bakaliowych - kupnych. Mimo to było pysznie. Wczoraj. A dziś słońce i księżyc uraczyły nas takim oto widokiem.

  
Życzę SMACZNEGO! I pamiętajcie: jajka najpierw ubić z cukrem! ;)