Ubóstwiam tego kurczaka! Przepis nie mój, od mojej Siory z jakiejś knigi. Trochę tylko przeze mnie zmodyfikowany o czosnek, rozmaryn i tymianek. Zapisuję tu raz - po to aby już więcej o przepis nie pytać, dwa - żeby się dzielić tą pyszotą. Najgorsze jest oczekiwanie aż się upiecze ... no i krojenie go bo cholerstwa nie umiem poćwiartować porządnie. Ale jak już się z tym uporam ... to rzucam się na niego jak dzik na żołędzie i szarpię jak co poniektórzy zasiłki z MOPSu. Gdyby dało radę wciągnęłabym i kości.
Składniki:
cały kurczak (ok. 1,2 kg)
garść świeżej natki pietruszki
garść świeżej bazylii
1 łyżka majeranku (najlepiej gdyby był świeży)
1 cytryna
2 ząbki czosnku
4 liście laurowe
3 gałązki świeżego rozmarynu
3 gałązki tymianku
sól i świeżo zmielony pieprz czarny
oliwa
Na wstępie rozgrzewamy piekarnik wraz z blachą do temperatury 225°C. Teraz kurczak. Myjemy kurczaka po zewnątrz i wewnątrz. Tak, tak myjemy również bebechy. Taka pacynkowa robota. Osuszamy ręcznikiem papierowym i zabieramy się za ziółka. Natkę, bazylię i jedną gałązkę rozmarynu i tymianku siekamy drobno. Majeranek miałam tylko suszony więc bez potrzeby siekania. Dodajemy do nich również posiekany czosnek. W miseczce mieszamy zioła, czosnek, 2 łyżki oliwy oraz sól i świeżo zmielony pieprz czarny. Taką mieszanką będziemy faszerować kurczaka ale nie w dziurze głównej, nie nie. Trochę się pomęczymy. Musimy paluchami delikatnie oddzielić skórę od mięsa. Najlepiej zacząć na cyckach, delikatnie merdając paluchem na wszystkie strony żeby ładnie odeszło a się nie rozerwało. Ja więm jak to brzmi/wygląda... ale za to lubimy kucharzenie :D
Jak już uda nam się ta sztuka to teraz wpychamy naszą mieszankę ziół pod skórę. Wszędzie gdzie się da. Najlepiej później po wierzchu rozmasować ów drób żeby wszystko się ładnie pod spodem rozeszło. Teraz już sam środek. Do wnętrza kurczaka wkładamy przekrojoną w ćwiartki cytrynę, pozostałe gałązki tymianku i rozmarynu oraz pokruszone liście laurowe. Najlepiej w odwrotnej kolejności. Będzie prościej powkładać.
Teraz kolejna nieogarnięta przeze mnie sztuka niczym origami - wiązanie kurczaka. Nie umiem. Na początku wydaje mi się, że wszystko trzyma się jak należy ale po 5 minutach w piekarniku widzę, że to zaczyna żyć swoim życiem. Skrzydełka lecą gdzie chcą, nogi się rozkraczają, ale trzeba próbować. Za którymś razem się uda.
Wiążemy więc tak aby skóra z cycków była naciągnięta jak po liftingu u dr Szczyta i nie wystawało mięsko. Potem zahaczamy o kuper, nogi, potem pod nogami jakoś o skrzydła i szyjkę. No... jakoś Wam to pójdzie. Chodzi o to, żeby to co w środku za wcześnie się nie urodziło. A najlepiej, żeby nie urodziło się w ogóle. Po wiązaniu nacieramy kurczaka oliwą oraz jeszcze odrobiną soli i pieprzu.
Teraz pieczonko. Smarujemy blachę oliwą i wrzucamy na nią kurczaka piersiami do góry. Pieczemy tak 5 minut. Obracamy kurczaka piersiami do dołu i znowu zapiekamy 5 minut. Po tym czasie obracamy ponownie piersiami do góry i tak pieczemy przez 1 godzinę.
To wszystko. Jak się upiecze to szamiemy ze smakiem. SMACZNEGO!